Lanckorona, Lanckorona

O istnieniu Lanckorony pewnie byśmy się nie dowiedzieli, gdyby nie piosenka Turnaua jej zadedykowana. Zaintrygowała nas ona i najpierw byliśmy święcie przekonani, że nie jest to polskie miasto i każdy musi przyznać, że po nazwie można popełnić taki błąd. Szybko jednak naszą pomyłkę rektyfikowaliśmy i przygotowaliśmy plan wyjazdu włączający tę mieścinę do naszego w trasę naszego wakacyjnego wyjazdu.
Gdzie znajduje się Lanckorona?

Dla osób, które nie mają bladego pojęcia, gdzie właściwie Lanckorona się znajduje, spieszę z wytłumaczeniem, że jest to niewielka miejscowość w pół drogi pomiędzy Wadowicami i Myślenicami, czyli w południowej części województwa małopolskiego. Jest to bardzo ważne, ponieważ jej dokładna lokalizacja to zbocze górskie, dzięki czemu przy ładnej pogodzie z rynku można zobaczyć bardzo odległe miejsca, w tym przede wszystkim Kraków, Babią Górę oraz inne wzniesienia w Beskidzie Żywieckim. Nie jest to naturalnie jakaś wysokogórska panorama, ale przecież nie jest to jakimś wielkim wymogiem.
Najważniejszy jest klimat samej Lanckorony, bo właśnie ze względu na niego przyjeżdża tutaj cała masa turystów i kiedy mówię o tłumach, wcale nie przesadzam. Zaskoczyły mnie dość poważnie, trochę pozytywnie, a z praktycznych względów trochę negatywnie. Mniejsza jednak o to. Atmosfery miasta nie popsuli.
Kiedy zobaczyłam Lanckoronę po raz pierwszy, na myśl przyszedł mi wygląd Kazimierza Dolnego. Też jest tutaj cała masa przeróżnych grajków, malarzy i artystów wszelkiego rodzaju. O Turnale już wspominałam. Potężną różnicą jest jednak to, że tak jak Kazimierz Dolny jest urokliwym miastem, tak Lanckorona jest urokliwym zaciszem. Wrażenie tłumów spowodowane jest głównie dużym zagęszczeniem osób, bo liczebnie ludzi aż tyle nie ma.
Najważniejszym wydarzeniem każdego roku jest tutaj Festiwal Aniołów, ale odbywa się on w grudniu, a my byliśmy tam w lipcu. Musiało nam wystarczyć „tylko” oglądanie pięknych domków, które są tutaj w zasadzie wszędzie. Wszystko jest w drewnie, w tym wspominany już rynek, co robi naprawdę wielkie wrażenie. Zwiedzenie zawsze zaczyna się od ruin zamku pamiętających Kazimierza Wielkiego, do których przechodzi się ścieżką biegnącą zza kościoła parafialnego ukończonego w obecnej formie w XVI wieku.
Warto ująć Lanckoronę w swoich planach wycieczkowych jak najprędzej, bo ciężko mi sobie wyobrazić, by turyści nie zaczęli tutaj przybywać jeszcze większymi tłumami, a już teraz jest to odrobinę problematyczne.